Od Beatlemanii do Mothermanii
By Jerzy A. Rzewuski
Magazyn Muzyczny Jazz, May-June 1983
Zdarzyło się to w połowie 1967 roku w Nowym Jorku, podczas koncertu zespołu Mothers Of Invention. W pewnej chwili na scenę wbiegli trzej żołnierze piechoty morskiej w pełnym umundurowaniu i zaczęli krzyczeć do mikrofonu: Kill! Kill! Kill! Gdy skończyli, zapłonęły amerykańskie flagi. Ale kulminacyjny punkt programu miel dopiero nastąpić. Panie i panowie – przemówił Frank Zappa – teraz chłopcy zaśpiewają "Everybody Must Get Stoned" - Każdy zostanie ukamienowany. Po wykonaniu tego utworu Zappa zabrał ponownie glos: A teraz odbędziemy ćwiczenia. Oto paskudny dzieciak – wykazał na wielką plastykową lalkę – i Marines zrobią z nim porządek. Zabijcie go! Żołnierze przystąpili do akcji. Powyrywali lalce rece i nogi, cisnęli na ziemie, kopali i miażdżyli obcasami, aż pozostały z niej strzępy. Wówczas muzyka ściszyła się, przygasły światłą. Lider Mothers Of Invention uniósł za włosy to, co pozostało z lalki i pokazał osłupiałej widowni. W pierwszym rzędzie siedział młody Murzyn, który dopiero powrócił z Wietnamu i płakał. To było tak straszne – wspomina Zappa – że zdecydowałem się w tym momencie na przerwanie całego widowiska.
I
Cofnijmy się kilka lat wstecz. W 1962 roku kryzys kubański przypomniał o groźbie III wojny światowej – wojny, która swoim zasięgiem niechybnie objęłaby terytorium Stanów Zjednoczonych. Rok później, zamach na Johna F. Kennedy'ego uświadomił wszystkim siłę kół reakcyjnych. Nikt, nawet prezydent, nie mógł czuć się bezpiecznym we własnym kraju.
W takiej oto atmosferze politycznej dorastało pokolenie, którego atrybutem stało się mate, przenośne radio tranzystorowe. Muzyki słuchano wszędzie, o każdej porze dnia i nocy – rozgłośnie przeżywały okres olbrzymiej prosperity, jednocześnie zaś zapoznawały młodych Amerykanów z własną tradycją: Broadway, Tin Pan Alley, country and western, jazz, blues i rhythm and blues, Naturalnie, największym zainteresowaniem cieszyły się stacje nadające muzykę popularną. Była ona nieautentyczna i zinstytucjonalizowana, przeznaczona dla wszystkich, a więc – nie adresowana do żadnej konkretnej grupy odbiorców. Młodzieżowe gwiazdy – Bobby Vee, Bobby Vinton, Fabian czy Bobby Darin – były dokładnie takie, jakimi chcieli ich widzieć dorośli: schludne, uczesane, grzeczne, wyglądały jak wycięte z reklam pasty do zębów czy krawatów z ekskluzywnego magazynu Macy's.
Zachwianie się poczucia bezpieczeństwa wyzwoliło pragnienie znalezienia czynnika integrującego pokolenie, które czuło się najbardziej zagrożone. Do tej roli doskonale nadawała się muzyka. The Beatles doskonale utrafili w zapotrzebowanie. Wnieśli kult młodości i.nasycili koncerty elementem rytuału, łączącego wielotysięczne audytoria w silnie zespoloną zbiorowość.
Nie bez powodu wspomniałem o sierpniowym koncercie czwórki z Liverpoolu, choć była to już druga jej wizyta w USA w 1964 roku (pierwsza – w lutym). Miesiąc ten stanowi niezwykle ważną datę w historii współczesnej tego kraju, nie tylko dlatego że akurat Beatlemania osiągnęła punkt szczytowy. Otóż w sierpniu samoloty amerykańskie po raz pierwszy zbombardowały terytorium Wietnamskiej Republiki Ludowo- Demokratycznej, tym samym rozpoczynając trwającą aż do 1973 roku wojnę. Ponadto, mniej więcej w tym samym czasie szczególnie wyraziście zarysowała się kwestia uregulowania problemu murzyńskiego. Mimo, iż w sprawie tej istniały stosowne akty prawne, wprowadzanie ich w życie było nadzwyczaj opieszałe i niezdarne. Raczej zaostrzało konflikt rasowy niż łagodziło. Efektem – radykalizacja nastrojów wśród Murzynów i coraz częstsze zamieszki, niekiedy, jak w Detroit czy Newark, przybierające formę krwawych walk ulicznych. Na młodych Amerykanów w wieku poborowym czyhała więc śmierć w Wietnamie, ryzykowne również stało się opuszczanie domów po zapadnięciu zmroku. Stąd już tylko jeden krok do negacji amerykańskich wartości, reprezentowanych przez polityczny i ekonomiczny establishment i do powstania alternatywnego modelu kultury.
Należy przypuszczać, że oficjalne czynniki przychylnym okiem spoglądały na Beatlemanię. Rockowe szaleństwo odwracało uwagę młodzieży od polityki, od nieudolności i korupcji rządzącego lobby. Nie przypuszczano, że Beatlemania stanie się kamykiem, który uruchomi lawinę. Rozpoczęty wówczas proces pokoleniowej integracji stał się faktem, a specyfika systemu ekonomicznego USA wydawała mu się sprzyjać. Paradoks ten trafnie charakteryzuje Charles A. Reich w pracy Zieleni się Ameryka:... Kultura kontroluje machinę gospodarczą i polityczną, a nie odwrotnie. Weźmy produkcję. Obecnie fabryka wytwarza, co jej się podoba, i zmusza ludzi, aby to kupowali. Ale jeśli zmieni się kultura, mechanizm produkcji będzie musiał się do niej dostosować. Albowiem odbiorcę gotowego nabyć wszystko, co się produkuje, zastąpi odbiorca, który kupuje tylko według własnego uznania. Aparat produkcyjny musi się wtedy dostosować i przywrócony zostanie rynek odbiorcy. Mechanizm produkcyjny będzie musiał dostarczyć płyty Beatlesów, szerokie spodniedzwony czy budować lepsze szpitale. Ale aby uzyskać taką władzę, nabywca musi uwolnić się od wpływu reklamy, rozwijając nową świadomość.
Płyty The Beatles i nowa świadomość. Nic dodać, nic ująć. Co jest złem? Telewizja, jako podstawowy nośnik propagandy politycznej i ekonomicznej. Co jest dobre? 'Alternatywne medium, posługujące się pokoleniowym kodem znaczeniowym, żywym, zmiennym, elastycznym, błyskawicznie reagującym na rzeczywistość, zawierającym element interpretacji i wyostrzonej oceny.
II
The Beatles spełnili swoją misję bezbłędnie, wziąwszy jednak pod uwagę specyfikę USA, teksty w rodzaju I Want To Hold Your Hand (Chcę trzymać cię za rękę), She Loves You (Ona cię kocha) czy Can't Buy Me Love (Za pieniądze nie kupię miłości) szybko okazały się niezadowalające. Brytyjczycy reanimowali muzykę – nadszedł moment, aby ktoś stworzył rockowy tekst. Tym kimś okazał się Bob Dylan.
W połowie 1964 roku zespół The Animals odniósł wielki międzynarodowy sukces utworem The House Of The Rising Sun. Tę tradycyjną balladę ludową ocalił od zapomnienia Dylan, który nagrał ją na swojej pierwszej płycie długogrającej w 1962 roku. Tenże Dylan, zanim zaryzykował utratę pozycji pierwszego barda lewicującej elity z Greenwich Village, skłonił powstałą na fali Beatlemanii grupę The Byrds do nagrania skompowanego przez siebie utworu Mr. Tambourine Man. Nie będę daleki od prawdy gdy powiem, że stał się on pierwszym przebojem nowego rocka amerykańskiego. Nic już nie mogło powstrzymać Dylana od zamiany gitary akustycznej na elektryczną. Rok 1965 to niezwykłe powodzenie singli Subterranean Homesick Blues i Like A Rolling Stone. Ale równie ważne były utwory z płyt długogrających, Bringing It All Back Home, a zwłaszcza – Highway 61 Revisited, obracające się wokół takich spraw jak alienacja, poczucie zagrożenia i przegranej, wprowadzające surrealistyczną metaforykę i dadaistyczne zbitki słowne, operujące całą galerią postaci-symboli – autentycznych, historycznych, legendarnych, biblijnych, znanych z literatury i kultury masowej. Na szczególną uwagę zasługują Desolation Row (Ulica Opuszczona) i Ballad Of A Thin Man (Ballada o cherlaku), ze słynnym refrenem A przecież coś się dzieje tutaj/ Lecz ty nie rozumiesz co/ Prawda, panie Jones?, który w radykalizującej się politycznie Ameryce był tym, czym zwrot mam nadzieję, że umrę, zanim się zestarzeję z My Generation The Who w ogarniętej kultem młodości Anglii.
Teksty Dylana ostatecznie przesądziły fakt emancypacji muzyki rockowej od innych gatunków – jej autonomiczność i odrębność. Utrafiły one w sedno nastrojów pokolenia kontestacji. W tym właśnie czasie pojawił się termin „drop-out”, oznaczający tego, który odpadł, nie wytrzymał tempa życia, bądź świadomie zrezygnował z oddawania hołdu oficjalnie głoszonym ideałom, tego który z tych właśnie powodów porzucił wygodny dom rodzinny, szkołę i pracę. Dropping-out przybrało w latach 1965-66 rozmiary epidemii, a głównymi skupiskami owych uciekinierów stały się Haight-Ashbury w San Francisco i niezliczone komuny w Los Angeles. Nic dziwnego, że miasta te wkrótce stały się ośrodkami nowego rocka, wraz z powstaniem takich zespołów jak Love, Grateful Dead, Jefferson Airplane, The Doors, czy zapomnianych już dziś Moby Grape, Sopwith Camel, Great Pumpkin i The Second Coming.
III
Rozwój wypadków stymulował ewolucję tekstu rockowego, nowe treści zaś wpływały na przemiany w samej muzyce i w wizualnej oprawie koncertów. Ogromną rolę odegrała również specyfika miast i choć przyjęło się uważać za jednorodną działalność wykonawców z Zachodniego Wybrzeża, rock z Los Angeles w rzeczywistości bardzo się różnił od rocka z San Francisco – przede wszystkim w mniejszym stopniu związany był z hippisowskimi społecznościami, wolny od środowiskowych zobowiązań, rzadziej traktujący o „pokoju i miłości”. Nigdzie indziej jak właśnie w Los Angeles, którego sercem jest Hollywood, nie występują z taką ostrością wynaturzenia amerykańskich ideałów. Nic dziwnego, iż w scenerii snów o sławie i Wielkich pieniądzach, jednodniowych karier i bolesnych upadków, bogactwa i blichtru, tandety i złego smaku, hipokryzji i patologii społecznej wyłoniły się trzy najważniejsze w amerykańskim rocku zespoły. Nieco wcześniej – Beach Boys, później – The Doors i Mothers Of Invention.
Jeżeli Beach Boys śpiewali o kalifornijskich dziewczynach (California Giris), mimowolnie wychodziły im wizerunki papierowych postaci jak z okładek lśniących czasopism i witryn luksusowych sklepów. Obrazy roztaczane przez The Doors sprawiały wrażenie kadrów z filmów grozy w Technicolorze. Kiedy Zappa zadawał w Who Are The Brain Police? pytanie Co zrobisz, gdy odpadnie etykietka/Plastyk się stopi, a chrom rozmięknie?, mówił w zasadzie o tym samym – o nieautentycznej kulturze konsumpcyjnej, oferującej w miejsce prawdziwych wartości tandetę na wysoki połysk.
Pocztówkowa Kalifornia Beach Boys należała jednak do epoki poprzedzającej kontestację i choć zespół ten dostosował się do zachodzących przemian (Good Vibrations) bardziej interesują nas The Doors i Mothers Of Invention. Obie formacje łączyła nadzwyczajna biegłość w zamienianiu koncertów w spektakularne happeningi, zdumiewające wyczucie dramaturgii | znajomość tworzywa teatralnego; obie czerpały inspirację z amerykańskiej rzeczywistości połowy lat sześćdziesiątych. O ile jednak owa rzeczywistość w przypadku The Doors przefiltrowana była przez pryzmat prywatnych obsesji Jima Morrisona zamkniętych w trójkącie seks – krew – śmierć, dla Zappy nie istniały żadne granice. Nigdy też przed nim muzyka rockowa nie łączyła w sobie tak wielu sprzecznych wydawałoby się elementów (klasyczny rock and roll, rhythm and blues, echa nowoczesnego jazzu modalnego i awangardy spod znaku Edgara Varese, recytatywy jak gdyby przeniesione z włoskiej opery komicznej i pastisze amerykańskiej muzyki rozrywkowej); nigdy też przed Mothers nie wtargnęła tak ostro na forum polityki.
IV
Zappa nie oszczędzał nikogóo – a zwłaszcza Ameryki. Szydził z jej instytucji i ludzi reprezentujących ją na forum politycznym. Weź wolny dzień / i rozejrzyj się wokoło / Popatrz jak faszyści rządzą twoim miastem, radził w Plastic People. Brown Shoes Don't Make It jest zjadliwym wizerunkiem indywidum zwanego City Hall Fred – Fred z miejskiego ratusza – którego zżera sekretna rządzą robienia „tego” z trzynastoletnią dziewczynką na trawniku Białego Domu. Poważnym ostrzeżeniem przed dalszym zwlekaniem z unormowaniem sytuacji ludności murzyńskiej jest Trouble Comin' Everyday zainspirowany gwałtownymi rozruchami na tle rasowym w 1965 roku, nazwanymi od miejsca wydarzeń Watts Riot: Czy nie widzisz po oczach tych ludzi, że to może rozpocząć się / Na każdej ulicy w każdym mieście / W każdym stanie.
Zappa nie oszczędzał również publiczności przychodzącej na koncerty Mothers Of Invention, w czym przypominał nieco osławionego Lenny'ego Bruce'a. Jeżeli wasze ukochane dzieci – zwrócił się do widowni w klubie Whisky A-Go-Go w 1965 roku – odkryją kiedyś, jakimi jesteście kalekami, zamordują was we śnie. W podobnym stylu utrzymany jest utwór You're Probably Wondering Why I'm Here – Dziwi was prawdopodobnie, dlaczego tu jestem.
Wszystkie tytuły pochodzą z dwóch pierwszych albumów zespołu, Freak Out! (1966) i Absolutely Free (1967). Pomijając ich stronę muzyczną, stawiającą je w szeregu największych osiągnięć rocka, tu właśnie najpełniej udokumentowane zostały nastroje pokolenia lat sześćdziesiątych. Jednak sposób podania treści był tak drastyczny i szokujący, że choć każde sformułowanie zgodne było z odczuciami młodych ludzi, oferowało nazbyt wiele prawdy. Brzmi to paradoksalnie, lecz kiedy Zappa przemawiał wprost, kontrkultura akurat dryfowała w stronę eskapizmu. Coraz wyżej ceniono aluzyjność i złudzenia, odrzucano wszystko co nazbyt natrętnie przypominało o zagrożeniu. Tam – w Wietnamie, i tu – w domu. Nie da się ukryć, iż „nowa świadomość" zrodziła „nową hipokryzję”, której naczelnym hasłem stała się: ucieczka od rzeczywistości = w rockowy rytuał, w religijne medytacje, w świat narkotycznych wizji.
V
Charakterystyczne, że w początkowym okresie kontestacji bezpośrednie akcje establishmentu wymierzone przeciw młodzieży zdarzały się sporadycznie. Miały raczej charakter prowokacji, inicjowanych celem rozpoznania sił i zwartości przeciwnika. Kiedy okazało się, iż barwny tłum nie stanowi najmniejszego zagrożenia politycznego – uderzono. Najpierw środki masowego przekazu zaszczepiły w umysłach tzw. porządnych, prawomyślnych Amerykanów skojarzenie: długowłosy = kryminalista, zboczeniec, narkoman i wróg ładu społecznego. Później do akcji wkroczyła policja i Gwardia Narodowa, z zaciekłą determinacją i. niczym nie uzasadnioną brutalnością rozpraszając pokojowe manifestacje uliczne i strajki okupacyjne na uniwersyteckich campusach. Doskonale uwieczniono to w filmach Medium Cool (Chłodnym okiem) Haskella Wexlera i Strawberry Statement (Truskawki i krew) Stuarta Hagmanna.
Przytaczanie tych faktów nie oznacza, iż młodzież powinna była raczej słuchać Mothers Of Invention, a nie Jefferson Airplane czy Grateful Dead, a później – reklamowanego natrętnie zespołu The Monkees. Mothers mieli bliczność, inaczej nie mogliby działać; ich płyty choć nie biły rekordów popularności, rozchodziły się nieźle. Ani Mothers, ani Captain Beefheart czy Velvet Underground, nie mogły odwrócić biegu wypadków, bowiem muzyka rockowa stanowi tylko czynnik integrujący młode pokolenie, a nie mobilizujący do działania – jest odbiciem stanu świadomości jej odbiorców, nie zaś zbiorem gotowych recept na życie, na percepcję świata.
* * *
A tytułowa Mothermania? Nigdy nic takiego nie było. Termin ten zaczerpnąłem z tytułu kompilacji wczesnych nagrań Mothers Of Invention, wydanej w 1969 roku. Istniał natomiast znakomity zespół, którego wpływu na rozwój muzyki rockowej nie można przecenić. Trudno, doprawdy, wyobrazić sobie jak dzisiaj wyglądałby cały gatunek, gdyby nie teksty Boba Dylana i śmiałe eksperymenty formalne Franka Zappy. Jeśli tylko pozostać przy The Beatles, których twórczość powszechnie uznana jest za symbol rocka lat sześćdziesiątych, nie ulega wątpliwości, że bez Like A Rolling Stone i Highway 61 Revisited inne byłyby piosenki na płycie Revolver, a bez Freak Out! nie byłoby Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band.
Read by OCR software. If you spot errors, let me know afka (at) afka.net